W dzisiejszym świecie rozrywkowych multimediów rządzi licencja. Kiedyś ktoś zauważył, że ciężko obejrzeć w TV coś oryginalnego. Nawet popularna rodzinka.pl jest na jakiejś licencji kanadyjskiej (w Kanadzie podobno niezbyt ten serial się podobał).
Dlatego kiedy w TVN-owskim "Mam talent" wygrała Tetiana Galitsyna doznałem dejavu i zbulwersowany już posądzałem zwycięską Ukrainkę o próbę wyłudzenia - bo kiedyś już wygrała kasiorkę w ukraińskiej edycji "Mam talent". Okazało się jednak, że na szczęście tamta Ukrainka nazywała się Kseniya Simonova (na marginesie - występ p. Kseni był zdecydowanie lepszy) i niby wszystko jest OK... chociaż nie - śmierdzi mi tu na odległość skokiem na kasę - licencja widocznie oprócz dawanie gotowca wskazuje także w tym wypadku na sprawdzone już rozwiązania, które zwiększają widownie i dochody z reklam - niby komercyjnie wszystko jest w porządku - ale ja nie lubię korporacyjnych rozwiązań gdzie liczy się tylko skala makro, holistyczne podejście bez pierwiatstka niepewności, oryginalności czy świeżości...
Kiedyś myślałem, że "rysowaniem piaskiem na szkle" zajmuje się jedna pasjonatka - okazało się, że jest to cała szkoła (ukraińska) i suma sumarum niezły biznes - można sobie nawet wynająć panie na "różne eventy oficjalne" - i dobrze, bo powiedzieć w Polsce, że chcę wynająć panie z Ukrainy kojarzy się większości tak samo jak Kubusiowu Wojewódzkiemu...