Jak do tej pory udawało mi się unikać sprawy "zwierzątek w domu". Naciski są... pośrednio od żony, a już moja córka swoimi maślanymi oczętami często wypomina mi jaki to "tata zły, bo nie chce kotka" albo pieska.
Osobiście jako wróg trzymania włochaczy w blokowiskach tak naprawdę nie mam argumentów i na zarzuty "że nie kocham zwierzątek" tylko potakuję... przecież nie puszczę mojej małej córce filmu, który po części wyjaśnia "czemu tatuś nie lubi jebanych sierciuchów".