Przez wiele sezonów wakacyjnych nasze oczy zwracały się ostatnio praktycznie w kierunku wybrzeża. Wiadomo, mając mniejsze dzieci, można na największej piaskownicy znaleźć dla nich atrakcje, jakich w mieście nie ma - a do tego wielka woda, która sięga po horyzont i szumi, też swój urok ma.
Dzieci dorastają, a północna część Polski zaczyna na dłuższą metę być męczącą - bo w końcu ile razy można spacerować po tak samo wyglądających uliczkach nadmorskich miejscowości, gdzie króluje plastik z Chin i tłumy ludzi...
Na szczęście nasze dzieci lubią chodzić - więc w tym roku zapadła decyzja, że jedziemy w Tatry. Sam osobiście trochę obawiałem się tej wyprawy - okazało się, że niepotrzebnie. To był czynny wypoczynek najwyższej jakości. Mimo częstego zmęczenia i zakwasów, budząc się z rana chętnie podbijalismy kolejne szlaki. Oczywiście szlaki trudniejsze zostawiliśmy sobie na inny raz (Rysy czy Orla Perć) ale tu nie chodziło o zaliczenie wszystkiego tylko o piękne widoki i relaks. Góry bardzo mile mnie zaskoczyły i teraz rozumiem ludzi którzy się w nich "zakochują" - to jest mistyczne spotkanie z czymś wielkim... chociaż i tu znajdziemy chińską tandetę - czy to na Krupówkach czy na szczycie Gubałówki.
Polana Huty Lejowe - lipiec 2013
Kasprowy Wierch w chmurach - lipiec 2013
Kasprowy Wierch; chmury ustępują - lipiec 2013
Jedno jest pewne. Pieniny, Karkonosze czy Bieszczady są następne w kolejce - a i Tatry pewnie nieraz jeszcze odwiedzimy. W Polsce mamy piękne zakątki i trzeba to wykorzystać.